Papierowa motywacja

Niniejszy artykuł pod tytułem Kaizen zorientowany na zespół nie stanowi porady, ani nie jest materiałem edukacyjnym, a jedynie przedstawia wyłącznie opinię jego autora. Oznacza to, że wszystkie informacje, które u nas znajdziesz na temat Kaizen zorientowany na zespół należy traktować jako forma rozrywkowa, a każdą decyzję podejmować wyłącznie samodzielnie w oparciu o właśne doświadczenie oraz rozsądek. Nie tylko nie zachęcamy, ale wręcz odradzamy wykorzystywanie znalezionych tutaj informacji w każdym celu i w każdej sferze życia prywatnego oraz zawodowego.

Motywacja – siła napędowa każdego działania. Nie będę przytaczał definicji słownikowych, ani tych mniej lub bardziej trafionych definicji zdroworozsądkowych. Czym jest, po co jest i dlaczego być musi wie każdy z nas. Tak samo jak prawie każdy zastanawia się dlaczego mu jej brak.

Nie wyobrażacie sobie jakie to szczęście zamiast zwykłego, merytorycznie poprawnego artykułu pisać felieton. Kiedy sobie pomyślę ile książek musiałbym przewertować by napisać porządny artykuł o motywacji aż mi się włos na głowie jeży, a długie włosy robią to w sposób dość komiczny. Felieton jest mniej wymagający: wystarczy zrobić herbatę, chwilkę pomyśleć, włączyć komputer i wykazać się polotem lub jego całkowitym brakiem. Cóż poradzić, skoro o wiele łatwiej o motywację do tego, co nie wymaga od nas za wiele pracy, a daje dużo satysfakcji. Na dodatek jak już dawno udowodniono motywacja wewnętrzna, dążąca do zaspokojenia naszych wewnętrznych potrzeb jest silniejsza od zewnętrznej, w której musimy coś zrobić.

I zawsze gdy słyszę, że to udowodniono zastanawiam się jak tego dokonano…

Weźmy na przykład przeciętnego dzieciaka w szkole. Wstaje taki z rana o godzinie szóstej i lezie do tej swojej szkoły bo musi. Może i chce zdobywać wiedzę, ale woli biegać po podwórku niż usiąść do zadania domowego. Jakby nie to, że następnego dnia dostałby kolejną lufę, to by nawet do nich nie przysiadł.

Weźmy potem takiego licealistę. Ma chłopak ambicje i marzy o tym jak to w przyszłości będzie rządził światem, dlatego musi świetnie zdać maturę by dostać się na studia. Więc się uczy bo chce… ale na miesiąc przed maturą, bo wtedy to już musi.

Weźmy takiego studenta…
Albo lepiej nie bierzmy. Nie szerzmy patologii.

Na palcach ręki pijanego stolarza moglibyście pewnie policzyć wokół siebie ludzi naprawdę zmotywowanych wewnętrznie do zasuwania w pracy 40 godzin tygodniowo. Wśród przedsiębiorców są przecież i tacy, którzy jadą non stop po 20 godzin dziennie (w niedziele odpoczywają i pracują niecałe 16). Co ich motywuje- nie wiem, może wizja chorób serca, ciekawej renty i zniżek w środkach komunikacji. Jaka by nie była, motywacja do jakichś działań w nas istnieje zawsze. To czy potrafimy ją w sobie wzbudzić to już też tylko nasza sprawa.
Ale czy na pewno?

Apatia, depresja, katatonia – to na mój gust stany w których człowiekowi motywacji autentycznie brak. Albo jeszcze inaczej- brak mu motywacji do konkretnych, pojedynczych działań. Poza tymi momentami naprawdę, nawet u tych patologicznych studentów brak motywacji do działania na swoją korzyść to mit. Bardzo często pokrywa się ona z ambicjami, pragnieniami, potrzebą osiągnięć, a problemem jest tylko i wyłącznie wprowadzenie jej w życie. Ponoć najtrudniejszy jest pierwszy krok, potem idzie z górki. Tak, z jednym problemem. Jak pojawia się drugi ten pierwszy krok trzeba zrobić znowu.

Zastanawialiście się kiedyś dlaczego studentowi o wiele łatwiej przychodzi męczenie się z formalnościami dziekanatu niż zmywanie naczyń? Niby pierwsze zadanie jest trudniejsze…

Wiem, wiem… Już od kilku akapitów zadaję pytania i nie daję żadnych odpowiedzi. I nie dam. Każdy z Was o ile znajdzie w sobie ku temu motywację poszuka ich samodzielnie. Myślenie utrudnia życie, a głupim ludziom żyje się łatwiej, ale dlaczego mam Wam je ułatwiać? Zmuszać Was przecież do niczego i tak nie będę.

Zastanawiając się nad zagadnieniem własnej motywacji myślę, że skupić się powinniśmy na pytaniu czy naprawdę nam jej brak, czy po prostu nie umiemy zorganizować sobie czasu? Problem który wychodzi zazwyczaj przy innych kłopotach jak na przykład zapracowanie, brak wolnych chwil, drobne turbulencje w kontaktach osobistych. Jak zwykle to inni się ciągle obijają, a my zasuwamy jak te głupie mrówki biegnące do piknikowych koszyczków… Tak swoją drogą- kiedy ostatnio byliście na pikniku? Nie macie czasu czy brak Wam motywacji?

Ogólnie działania na zdrowy rozsądek podzielić można na parę etapów: planowanie, działanie, ocena.

Nie wiem jak u Was, ale u mnie część pierwsza trwa najdłużej i jest chyba najbardziej widoczna. Snujemy plany i próbujemy wszystko dopracować tak długo, że gdy przychodzi do działania nie mamy już na nie najmniejszej chęci. Starzy górale nazywają to słomianym zapałem, a młode góralki mają to gdzieś i robią w tym czasie zakupy. Za ich pieniądze.

Działanie to moment, który chcemy osiągnąć, i który jest w sumie momentem najważniejszym. Jednym wychodzi to lepiej, innym gorzej. Ogólna prawidłowość jest taka, że im więcej czasu poświęcimy na planowanie, tym lepiej nam to pójdzie. Ale prawidłowość ta jest bardzo ogólna bo wszyscy wiemy, że co za dużo to nie zdrowo.

Sam wiesz jak działa Ci się najlepiej – jeśli masz dużo pracy urozmaicaj ją sobie, dziel na drobne etapy, wskazuj cele które będziesz osiągał po kolei. I koniecznie trzymaj się deadline`ów. Czasem możesz pozwolić sobie na poślizg, ale w tym celu ustalaj sobie deadline`y na terminy bliższe niż ten autentyczny. Fajnie się robi rzeczy na ostatnią chwilę, ale nie zawsze ich jakość powala na kolana. Brak jest w nich bowiem miejsca na ewaluację.

Ocena każdej pracy to cześć niezbędna. Musi być miejsce na korektę, poprawki, a czasem nawet radykalne zmiany. Z doświadczenia wiem, że przy pisaniu jakość zakończeń zwykle jest gorsza od wstępów i rozwinięć z prostego względu- człowiek się męczy, zdrowie i lata już nie te, nuda zaczyna doskwierać a woda w wannie stygnie. Bez korekty całość może pójść do śmieci. Cokolwiek robisz zawsze to sprawdź.

No ale dobra. Ja się tu wymądrzam, a wszyscy to wiedzą, tylko niekoniecznie wprowadzają w życie bo na papierze to jest bardzo łatwe, a życie i papier zazwyczaj dokładnie łączą się jedynie w toaletach (Mam nadzieję, że nie czytacie przy jedzeniu. Jeśli tak to smacznego!).

Co więc zrobić, żeby działać skutecznie? Odpowiedź jest stara i prosta:
Działać zespołowo.

Nikt się tego nie spodziewał, prawda? Mąż siedzi przed telewizorem? To niech Ci przypomina, że masz coś do zrobienia. Niech czasem przyniesie Ci herbatę, wymasuje plecy, ochrzani gdy trzeba, w zamian będzie miał dokładnie to samo. Równe prawa w obie strony to chyba najłatwiejsza forma kontroli, motywowania i organizacji czasu. Myślisz, że po co w każdej większej firmie kładzie się takie naciski na budowanie zespołów? Grupa to nie tylko suma składników, to także zjawiska które zachodzą pomiędzy nimi, a które bywają niekiedy silniejsze i bardziej motywujące niż najcięższa praca i samozaparcie. Nikt z Was mi nie wmówi, że z większym zapałem siadacie do roboty którą musicie wykonać dla klienta niż do tej, o którą poprosi Was przyjaciel albo ta fajna blondynka z naprzeciwka.

Przemyślcie to i zastanówcie się jak tego dokonać. Rozwiązania które wypracujecie sami są o wiele lepsze niż te, które znajdziecie w podręcznikach, „mądrych” książkach czy innych grimuarach. Będą Wasze, będą Was motywować i co najważniejsze będą zmuszać Was do dalszego myślenia. Bo niby po co sobie ułatwiać?

Ja zamierzam tak zrobić…
Jak tylko znajdę motywację.